Kilka dni temu niezwykle spodobała mi się jedna z dźwiękowych pocztówek, które co jakiś czas otrzymuję od Wandy Loskot w Klubie Przedsiębiorcy. Tym razem tematem było „Jak mieć więcej frajdy ucząc się na niepowodzeniach?”. A jest to coś, co właśnie robię od pewnego czasu. Ostatnio wręcz uwielbiam robienie sobie frajdy z niepowodzeń.

Być może myślisz, że jestem jakimś masochistą :) Nie, aż tak źle nie jest. Wręcz przeciwnie. W ostatnim czasie po prostu nauczyłem się zamieniać każde niepowodzenie w rozwój. Kiedy coś się nie udaje, odpuszczam sobie na pewien czas. Dopiero później, po jakimś czasie wracam do tego. Generalnie dzieje się coś dziwnego. Bo im bardziej bawię się niepowodzeniami, tym mniej tych niepowodzeń jest.

A udaje mi się to uzyskać w sposób podobny do bajki o trzech świnkach, które budowały dom.

Z pewnością pamiętasz: pierwsza zbudowała dom ze słomy, druga z drewna, a trzecia murowany. W końcu tylko murowany dom ochronił świnki przed wilkiem.

Kiedy coś się wali, traktuję to jakby zawalił się drewniany dom, który właśnie zbudowałem. Wracam jednak do budowy (za jakiś czas) i wtedy buduję już dom murowany.

Ale o tym, że ten pierwszy był drewniany, a drugi murowany dowiaduję się dopiero kiedy buduję ten drugi. Wcześniej myślałem, że to ten pierwszy jest już drewniany.

A gdyby nawet zawalił się ten drugi, to wtedy wiem, że ten pierwszy był słomiany, drugi drewniany i dopiero teraz będę budować murowany.

W praktyce bywa też, że czasem odpuszczam sobie to dotychczasowe miejsce budowy i idę budować w innym miejscu, zupełnie coś nowego. Ważne aby się nie poddawać, aby stale coś budować.

W ten sposób wystarczy tylko trochę cierpliwości aby osiągnąć sukces. Sukces jest niejako efektem nieustannej budowy. Wciąż na nowo i na nowo. Niezależnie od liczby klęsk po drodze.

Tak więc nigdy się nie poddawaj. Kiedy poniesiesz porażkę, odczekaj chwilę, nabierz dystansu i zacznij budować na nowo. Tamten pierwszy dom był po prostu drewniany. A może nawet ze słomy. I dlatego po prostu się zawalił.