Najważniejszą rzeczą w internecie dziś jest budowanie stałego kontaktu z potencjalnymi klientami. Najlepiej kiedy robisz to przez budowanie listy emailowej. Wtedy masz kontrolę nad swoją sprzedażą. Nie jesteś zależny od innych mediów. Sprzedajesz kiedy chcesz.
W wielu sklepach internetowych można można zapisać się na newsletter. Jednak najczęściej jest to zbyt słabo widoczne i dlatego zapisują się tylko nieliczni odwiedzający sklep.
Dodatkowo zapisują się z reguły tylko ci, którzy już w jakimś stopniu zainteresowani są zakupem. A w budowaniu listy emailowej chodzi o to, aby budować również listę zainteresowanych
dopiero ogólnie rozwiązaniami problemów, a nie tylko bezpośrednio produktami. Twoje produkty oczywiście te problemy rozwiązują, ale osoba odwiedzająca twój sklep jeszcze o tym nie wie.
Twoim zadaniem jest tutaj stopniowe przedstawianie kolejnych dowodów na to, że te problemy można rozwiązywać tym co sprzedajesz. Musisz to jednak robić tak, aby to czytelnik nabrał chęci do zakupu, a nie że ty go do czegoś namawiasz. Czy dostrzegasz różnicę?
Dzięki liście emailowej, stopniowo, krok po kroku, email po emailu, zaczynasz nawiązywać relację. Oczywiście większość ludzi nie będzie twoimi klientami. Ale jeżeli dobrze określisz swoja grupę docelową, to konwersja z takiej listy jest o wiele większa, niż konwersja z odwiedzających twój sklep teraz.
Potrzeba na taką sprzedaż trochę czasu. Większość ludzi musi dojrzeć do zakupów. Kontakt emailowy z twojej strony ułatwi im podjęcie decyzji. Ale co najważniejsze, dbasz o to, aby o tobie i tym co masz do zaoferowania nie zapomnieli. Nie musisz ponownie wykładać pieniędzy na reklamę. Kto raz zawita do twojego sklepu i się zapisze, przez wiele lat może być o nim informowany. I to zupełnie za darmo. Wystarczy, że będziesz korzystać z autorespondera.
W sumie niezależnie czy to sklep internetowy, blog na temat pasji, strona hobbystyczna – zawsze lista się przyda. Baza prospektów zainteresowanych otrzymywaniem od nas maili to skarb dla każdej firmy. Dziwię się, gdy niektóre firmy jeszcze działają w internecie, opierając swój byt o sprzedaż a nie budują list mailingowych…
A gdzie słynny zwrot „Stałym klientom łatwiej sprzedać”? :)
A teraz popatrzcie na to z tej drugiej strony, od strony „głaskanego” klienta. Jeśli ma takich „miłych” głaskających sklepów kilka czy nawet kilkanaście i każdy z nich chce być miły, przemiły i śle usilne umizgi, to klient w końcu mówi: pocałujta w d.upę wójta! I klika w link cofający zamówienie na newsletter. Zamyka z trzaskiem drzwi i więcej za chiny ludowe nie da się namówić na jakąkolwiek miłą zaczepkę! I ślus, koniec handlowej przyjaźni.
Ja np. już kilka newsletterów w cziorty odwołałem – bo zanudzały natarczywością. I trudno nawet dziwić si tym handlowcom: oni tak bardzo chcą coś wreszcie sprzedać, że zaczynają być upierdliwi do bólu. To działa podobnie, jak wielu telemarketerów – nie popuszczą, zamęczą cię. Ja mam na to chamski ale skuteczny sposób – bez słowa przeprosin GŁOŚNO ODKŁADAM SŁUCHAWKĘ! I koniec naszej znajomości.
Takie naciskanie na ten „życiodajny” newsletter jest też formą upierdliwej zachęty i „przyjaźni” handlowej. Ale jak ustalić granicę wytrzymałości klienta? Kiedy sfolgować, kiedy zmniejszyć ilość newsletterów? Jak to ustalić? To jest – moim zdaniem – problem!
Kluczem do odpowiedniej ilości emaili w marketingu jest grupowanie potencjalnych klientów i selekcjonowanie według etapu na jakim się znajdują. Zaczyna się od dokładnego określenia grupy docelowej. Następnie kiedy budujesz listę skutecznie ograniczaj zapisywanie się tych, którzy są spoza tej grupy. Następnie podążaj bardzo delikatnie i wysyłaj więcej emaili dopiero wtedy, kiedy zaczynaja reagować na to, co im proponujesz. Im bardziej widzisz, że są zainteresowani, tym więcej możesz wysyłać do nich emaili. Kluczem w tym wszystkich jest nie budowanie jak największej listy, ale spójnej listy, a właściwie list. Bo na różnych listach, ustawiasz później różną częstotliwość.
Skąd wiedzieć kiedy grupa zaczyna reagować na moje maile?
Trudno się nie zgodzić z tym artykułem. Ale zwróciłbym uwagę na dwie ważne rzeczy. Pierwsza sprawa, to to, o czym napisałeś Mirku w komentarzach (może włączyć to do treści postu?) – newsletter jest zbyt ogólnym określeniem, bo trzeba selekcjonować nie tylko klientów, ale i potencjalnych Klientów. Niezłym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie śledzenia ich akcji na stronie, tak, aby po zapisie na newsletter wiedzieć, czym byli najbardziej zainteresowani. Druga sprawa natomiast, że moim zdaniem absolutnie niezbędny jest podział subskrybentów na co najmniej dwie kategorie – potencjalnych Klientów i Klientów, bo wrzucając ich wszystkich do „jednego wora” można zdecydowanie – tak jak to słusznie zauważył Ryszard – po prostu przestraszyć.
Pozdrawiam.